Roboty na kwasie
Wbrew tytułowi, ta krew nie jest dobra, nie jest też zła. Jest niesamowita! Zaskakująca, transowa, pomysłowa, deczko narkotyczna, futurystyczna. Transfuzję sponsoruje trio kIRk. Za pośrednictwem niezawodnej Oficyny Biedota z Młodym (Michałem Turowskim) na czele, a także Krojca, który przesyłkę nadał oraz masteringiem tego cudeńka się zajął.
Paweł Bartnik, Filip Kalinowski i Olgierd Dokalski – ci panowie o cudownie odjechanych mózgownicach, genialnie pokręconej wyobraźni, odpowiadają za sześć kawałków, które złożyły się na płytę „Zła krew”. Wiem, że to nie jest ich pierwsze dokonanie, ale biję się w włochate piersi, bo „Mszy świętej w Brąswałdzie” nie dane mi było słyszeć (jest też druga opcja, słyszałem, lecz pamięć mnie w tej chwili zawodzi). Nadrobić się postaram.
Ale bez dygresji, ad rem. Jaka jest „Zła krew”? Czy słuchanie sporo nam krwi napsuje? Ad 1. – krótko pisząc, wciągająca. Ad 2. – tak, jeśli ktoś przyzwyczaił się do zgrabnych melodii, mile łechcących uszka, a zakres zamiłowań muzycznych ma dosyć wąski. Z kolei, jeśli jest się otwartym na to, co ma do zaoferowania oldschoolowa elektronika, industrial, dark ambient, alternatywny hip-hop, free jazz, muzyka ilustracyjna, noise’owe szumy, należy czym prędzej złożyć zamówienie na złą krew w sklepie Młodego.
kIRK to mało słów, dźwięków zaś sporo. Tu nie ma mowy o piosenkach. Jest kosmiczny dźwiękowy krajobraz, pełen szumów, stukotów, skreczów, płynących w tle klawiszy, delikatnego freejazzowego szaleństwa z pięknym udziałem instrumentu dętego zwanego trąbką. Nie zdziwię się, jeśli atmosferę wielu odmaluje słowem „horror”. Osobiście, słuchając „Złej krwi” widzę eksperymentalny film science fiction, z robotami w roli głównej, które wylądowały gdzieś tam, wpakowały w siebie jakieś cybernetyczne LSD, a potem zabrały się do tworzenia muzyki. I stopniowo wpadają w trans, zapętlają motywy, a jeden, ten, któremu coś w stykach najsłabiej kontaktuje, bierze się za eksperymenty i improwizacje. Ale do horroru, albo pokręconych obrazów w stylu „Begotten”, muzyka kIRk też pasować będzie.
„Zła krew” to ekspedycja – napisano w notce promocyjnej. Lepiej ciężko to ująć. Drugiej płyty tria polecam słuchać głośno, na słuchawkach i w nocy. Wtedy efekt jest nieziemski. Dodam tylko, że trio zamieściło swoją wariację na „Children Of God” Swans, opierając się na głównym motywie klawiszowym oryginału. Swans niebawem pojawi się w Polsce. kIRk byłbym niezłym materiałem na support Amerykanów. Inna sprawa, że trio nadaje się zarówno na OFF Festival, Unsound, jak i na przykład Audioriver oraz imprezy stricte industrialne.
Niesamowita jest ta całość, oparta na stylistycznej niestałości, skakaniu z kwiatka na kwiatek. Na zespole poznali się już za granicą. Trochę też i u nas, ale kIRk z pewnością zasługuje na większe uznanie i większą uwagę. Jak zapewne zauważyliście, ostatnio sporo polskich płyt przewinęło się przez łamy BWM, i jeszcze parę się przewinie. Ale żadna z wcześniejszych, choć przecież wcale złe nie były, nie zrobiła na mnie takiego wrażenia jak „Zła krew”. Sugerowałbym przesłanie kopii jednemu z szefów Ipecac, temu, który zajmuje się śpiewaniem do muzyki przeróżnej. Zdziwiłbym się, gdyby nie zwrócił na kIRk uwagi.
Promo płyty:
Numer „Pies zdechł” (audio):
Najnowsze wpisy
Archiwum
Najczęsciej klikane
- Brak