Strona główna > Muzyka > Kozły, powiadam…!

Kozły, powiadam…!

A powiadam, jak najbardziej! Do kawału-suchara nawiązanie zdecydowanie luźne. Nasze polskie to kozły z Białegostoku pochodzące. Wprawdzie deklarujące swoją martwość, lecz w rzeczywistości wydające z siebie dźwięki tak cudowne, że aż się żyć chce. „Death metal hugely inspired by swedish 90’s sound” – piszą bohaterowie postu o sobie. Wzorem aparatczyka partyjnego z serialu „Dom” zapytuję: Mówi Wam to coś?

Słowa klucze: Białystok, Dead Goats, Instant Classic, oldschoolowy szwedzki death metal. A teraz rozwinięcie tychże. Z Białegostoku wywodzi się trio o nazwie Dead Goats, wykonujący genialny, porywający death metal inspirowany szwedzkim graniem z przełomu lat 80. i 90. XX wieku, zaś wytwórnia Instant Classic, za którą Pan Stankiewicz Maciej stoi, wydała debiut płytowy kapeli o tytule „Path Of The Goat”. Co oni, czyli Jawor (gitara basowa, darcie kopary), Radek Royale (bębny, darcie kopary; obaj znani z Neuropathii) oraz Pavlo (gitara, darcie kopary) mają z tymi kozłami?! Może ulubionym bohaterem z dzieciństwa był Koziołek Matołek? Może zaczytywali się w „Necronomiconie” albo zakochali w filmie „Człowiek, który gapił się na kozy”? Mniejsza o to 😉 Niemniejsza zaś o to, że Dead Goats w stylu absolutnie wspaniałym odkurzyli pamięć o czasach, gdy Nihilist nagrywał demosy, a krótko potem przepoczwarzył się w Entombed, kiedy wspaniałe debiuty nagrywały Dismember, Grave, Edge Of Sanity, Merciless. Gdy Tomas Skogsberg nie zamykał drzwi w Sunlight Studio, bo co chwila chcieli u niego nagrywać jacyś długowłosi, którzy kochali horrory, gore, cmentarną estetykę (rzućcie ślepiami, kto tam bywał). Którzy zapragnęli iść lewą stroną ścieżki, niekoniecznie z napuszonym bałwochwalstwem względem rogatego. Raczej mający do siebie dystans i lubiący się mocno zabawić w fajnym gronie. Koziołek z okładki z biustem sporych rozmiarów zdaje się wskazywać, że Dead Goats do tej ostatniej kategorii należą. No chyba, że chcieli w ten sposób zademonstrować, że kobieta to wymysł rogatego jest… 😉

 

dead_goats_front_cover

 

Żarty się kończą, gdy włączamy „Path Of The Goat”. Panowie najpierw powoli skradają się wolno i ciężko spowici posępnym klimatem, a za chwil kilka uderzają z siłą husarii pod Wiedniem. Rozpędzają się na maksa i dopiero przy rozpoczynającym się krótkim i zgrabnym fragmentem fortepianu „Even Death May Die” łapiemy nieco oddechu. Ale nie ma co liczyć na dłuższą odnowę biologiczną i regenerację sił. Za chwilę znów mamy gwałtowny rozpęd i o odpoczynku można zapomnieć. Dead Goats ładują niemiłosiernie do końca. Dziesięć numerów ma znakomite brzmienie, jakby właśnie w Sunlight Studio krążek był nagrywany. Surowe, przesterowane, buczące. Miód na uszy wszystkich fanów death metalu starej szkoły! Gdy w końcu Entombed uda się po raz kolejny zagrać w Polsce, Dead Goats będą supportem wprost wymarzonym! W 2012 roku na pewno płyt nie wydadzą Vader i Behemoth, Decapitated też nie. Tak więc trio z Białegostoku staje się murowanym kandydatem do dwóch tytułów – debiutanta roku oraz płyty roku. Jestem pod takim wrażeniem, że zwyczajnie nie wiem, co więcej napisać, aby zachęcić do słuchania „Path Of The Goat”. Może lepiej, gdy zamiast słów przemówi muzyka. Zamieszczam linki do dwóch numerów z krążka, żegnając się do następnego wejścia tytułem utworu numer – cóż za zbieg okoliczności 😉 – sześć. „The Goat Is Dead, Long Live The Goat!”.

 

Dead Goats – Lullabies For The Damned

Dead Goats – Maggot March

 

Jak już się nasłuchacie tych dwóch numerów i nimi zachwycicie, całość można zamówić na stronie wydawcy pod tym linkiem.

  1. Brak komentarzy.
  1. No trackbacks yet.

Dodaj komentarz