Strona główna > Muzyka > Triple Thrash/Black Treat

Triple Thrash/Black Treat

odraza esperalem tkane

Zacząłem czytać „Wojnę totalną”. Czytam wolno, z wypiekami na twarzy i podwyższonym ciśnieniem. Wgryzam się w detale, których wielka ilość mnie raduje i przeraża jednocześnie. Smakuję wolumin jak danie w ekskluzywnej restauracji, na którą normalnie mnie nie stać, ale ten raz w roku decyduję się zaszaleć i dotknąć innego świata. Dlatego o książce będzie pewnie dopiero we wrześniu, gdy całość spokojnie przetrawię. Dziś mam dla Was porcyjkę thrashu, black metalu i przystawkę z doskonale znanego w polskim metalu wariactwa. Ergo, Sanity’s Rage, Odraza i Cremaster.

Sanity's Rage - You Are What You SwallowCo parę miesięcy miewam chwile zwątpienia w sens prowadzenia BWM, już zaraz, jutro, pojutrze chce blog zamykać, gdy w skrzynce albo na Fejsie pojawia się mail od jakiegoś osobnika, który chciałby, żebym wspomógł jakąś kapelę, czegoś posłuchał i wrażeniami się podzielił. Kilka tygodni temu odezwał się do mnie nie byle kto, bo Vlad Nowajczyk, naczelny „Hard Rockera” i niestrudzony promotor metalu. Udostępnił do posłuchania kilkanaście kapel, z których wcześniej znana była mi tylko jedna, paragwajski Kuazar. Z do tej pory przesłuchanych najpozytywniejsze wrażenie zrobiła na mnie belgijska załoga Sanity’s Rage. Rasowy, oldschoolowy thrash metal w stylu starego Testament i wczesnego Exodus – tak najlepiej można podsumować zawartość płyty „You Are What You Swallow”, której miałem przyjemność słuchać. Sami piszą, że grają „anger-fueled, technical thrash metal”. Też trafnie. Dodam tylko, że masterował całość spec sporej klasy, Andy Classen. A nagrali ją: Kenny Molly (wokale), Jesse Van den Bossche (gitary), Maxime Deschamps (gitary), Davy Stuyck (gitara basowa) i Gabriel Deschamps (perkusja).

 

odraza esperalem tkanePołączenie black metalu z bluesem?! A dlaczego nie?! Odraza na swoim debiucie „Esperalem Tkane” udowadnia, że coś takiego jest możliwe i świetnie się kompiluje. Stoją za tym znani choćby z Massemord Stawrogin i Priest, więc dziwne nie jest, że tak pięknie to żre. Wytwórnia Arachnophobia ma tym samym w swoim katalogu klejnot próby najwyższej. Zionący wściekłością skondensowaną bardziej niż zagęszczone mleko w tubkach za komuny 😉 A serio – Stawrogin i Priest przez niespełna 50 minut brutalnie atakują (np. „Wielki Mizogin”), ale też pięknie żonglują dysonansami. Nie znają litości, ich muza ma nienawistny, nihilistyczny posmak. Nie ma tu nadziei. Wykorzystując zapowiedź wydawcy, jest na „Esperalem Tkane” black metal „zionący smrodem wczorajszej wódy, tygodniowego potu, tanich papierosów i ulicznego rynsztoka”.

Myślałem, że w polskim black metalu jest już za ciasno, ale Odraza wydaje się mieć na tej scenie (jeśli można w ogóle o takowej mówić) mocne miejsce. Są co najmniej tak frapujący jak Morowe czy też produkcje wspomnianego już Massemord. Są jak dobra historia z dreszczykiem, która z każdym rozdziałem wciąga coraz mocniej, coraz głębiej w nią wchodzimy, angażujemy coraz silniejsze emocje, a w końcu zaczynamy nią żyć. Na BWM nie przyznaję ocen, ale gdybym miał to robić, dałbym im 9 na 10 punktów. A numer „Esperalem Tkany” oraz „Tam, gdzie nas nie ma” to dwa wspaniałe klejnoty polskiego, ba, światowego!, black metalu. Na poziomie co najmniej „With Hearts Toward None VII” zespołu wiadomego.

Kupujcie „Esperalem Tkane”, wspierajcie Odrazę! Kapitalny zespół, kapitalna płyta. Jak mnie ktoś będzie prosić o podsumowania 2014 roku, ten tytuł na pewno znajdzie się w pierwszej dziesiątce.

 

Cremaster Słynna Praczka i Chór WujówCremaster od lat gra w swojej lidze, w której są czempionem niezagrożonym. Śmieszą, tumanią, a pewnie niektórych przestraszają. Jeśli o mnie chodzi, najwięcej się śmieję po konsumowaniu ich muzyki. Nie inaczej jest w przypadku wydanej parę miesięcy temu płyty „Słynna Praczka i Chór Wujów”. Jeszcze zanim włoży się płytę do odtwarzacza, człowiek trzęsie się ze śmiechu czytając stylizowaną na opowieść o dawnych władcach Lechistanu notkę przedstawiającą muzyków oraz miejsce powstawania tych 11 numerów, w większości utrzymanych w stylu speed thrash crossover. I te ich trawestacje tytułów! 🙂 „I Lód Divinum In Anus”, „Wunderwaffel”, „Róg się bodzi” – oto parę przykładów. Cremaster mają tak cholernie wielki dystans do siebie, że nie da się ich nie lubić. Przynajmniej ja nie jestem w stanie wyrazić o nich opinii negatywnej, nawet jeśli grają odpustowo jak w „Kózce Jasztanka”. Dobrze jest się czasem pośmiać. Oni od lat dają nam ku temu okazję. I za to szacun!

 

 

  1. Brak komentarzy.
  1. No trackbacks yet.

Dodaj komentarz