Strona główna > Muzyka, People, Show-biznes > Ciszej nad tą trumną!

Ciszej nad tą trumną!

Robiłem co mogłem, aby uniknąć wzrokowego i słuchowego kontaktu z uroczystościami ku czci Michaela Jacksona. Może to i nieprofesjonalne z mojej strony, ale tak właśnie chciałem zrobić. Przyjąłem do wiadomości, z wielkim smutkiem, że odszedł wybitny artysta i chciałem po prostu spokoju od tego szumu medialnego. Wiadomo, świat mediów próżni nie znosi, a nieszczęścia eksploatuje do granic, bo są newsworthy. Oczywiście mój plan spalił na panewce. Musiałbym chyba zamknąć się w bunkrze przeciwatomowym, zaszyć w środku dżungli, aby nie dotarło do mnie nic na temat pogrzebu Michaela.

Show must go on, a w USA musi mieć on jeszcze gigantyczne rozmiary, bo tam wszystko jest the biggest, ale to, co zrobiono w Los Angeles jest dla mnie nielekką przesadą. Kilkanaście tysięcy ludzi w wielkiej hali, wspominki i ta nieszczęsna latorośl Michaela, którą pewnie siłą wyciągnięto na scenę. Co tam robił Kobe Bryant?! Kim on był dla Jacksona, aby przemawiać do tłumów na pogrzebie króla popu? Obecność Magica Johnsona jeszcze można zrozumieć, poza tym to człowiek z większą klasą niż Bryant i faktycznie króla popu poznał. Wielkiemu artyście i zagubionemu człowiekowi zgotowano niegodną szopkę. Rodzina pochłonięta w rozpaczy, ale gdzie oni byli, gdy Michael potrzebował pomocy? Pewnie, jak stawał przed sądem Janet czy LaToya nieco przysłaniały swoje silikony i z wyrazem wsparcia graniczącego ze współczuciem pojawiały się na sali. Ale przecież życie Michaela w ostatnich kilkunastu latach to było coś niewyobrażalnego dla przeciętnego człowieka. Niestety, samotność dość często, za często, była najczęstszym towarzyszem króla. Wielki szacunek dla Liz Taylor za to, że nie pojawiła się na okrytej kiczem żałobnej ceremonii. Jeszcze większy za to, co powiedziała. Znała Michaela bardzo dobrze, więc jej słowom (że Michael nie chciałby czegoś takiego) wierzę.

Epatowanie łzami, boleściwymi minami, przemowami było irytujące. Ten człowiek miał naprawdę ciężkie życie, niewiele w nim było spokoju, szczęścia, radości. Mogli choć na tej ostatniej drodze dać mu święty spokój, zrobić to z dala od tłumów. Ostatnio w serwisach muzycznych dość często trafiam na informacje o biografii Joeya Kramera, perkusisty Aerosmith. W jednym z promocyjnych wywiadów powiedział on, że nie wyobraża sobie nawet, jak musiało wyglądać życie Michaela Jacksona i nie próbuje sobie tego wyobrazić. Mówi to facet, który z zespołem grał dla milionów na całym świecie i muzyką zarobił na godne życie swoich prawnuków. Taka opinia ma dla mnie wartość. Nie czytam debili piszących na forach, że pewnie odpadł Jacksonowi nos i dlatego umarł, mędrków wszelakich, analizujących karierę króla popu. Jeden taki niedawno powiedział zdaje się, że Michael tak naprawdę niewiele zrobił dla muzyki. Nazwisko i imię pominę. Nie zasługuje ten ktoś na reklamę. Smucę się, że nie będzie już tego nerwowego oczekiwania na to, co znajdzie się na nowej płycie Jacko, jaka będzie, czym zaskoczy…

Pamiętajmy, mieliśmy do czynienia przede wszystkim z wielkim artystą. Oraz niezbyt szczęśliwym (aczkolwiek niezwykle dobrym) człowiekiem. Gdziekolwiek jest mówi pewnie tym cudownie rozmnożonym „przyjaciołom” i admiratorom tytułem swojej piosenki „Beat It”. I powtórzy to jeszcze niejeden raz, bo zapewne niebawem ktoś odkryje gdzie jest pochowany, a potem ujawnią testament, trzeba będzie podzielić majątek, na bank Jackson znajdzie się w pierwszej dziesiątce listy „Forbesa” na najlepiej zarabiających nieboszczyków i… znów pomyje wyleją się z koryta…

Za kilka godzin Knock Out Festival, pierwsza edycja. Oby frekwencja dopisała, to przybędzie nam ciekawy metalowy festiwal. Cieszyłbym się, bo to w moim rodzinnym mieście. Martwi mnie to, że w hali, którą nagłośnić umieją naprawdę nieliczni. Ale Voivod zobaczyć muszę. Mistrzowie zaprezentują się być może po raz ostatni w naszym kraju. Blindead wyjątkowo bez Nicka na wokalu. Czemu Kraków przez kilkadziesiąt lat nie może wybudować porządnej hali? Czemu umieli w Rzeszowie, Łodzi, Bydgoszczy? Urzędnicy pod Wawelem są aż tak niegospodarni? 600 tys. dolarów na koncert Kravitza znalazło się bez problemu, a na halę się nie da? Tak, wiem, że na to potrzeba więcej, ale przecież dotacji z UE jest od groma i wyznać się w nich nie sposób. Z pewnością na halę można by co nieco wysupłać. Irytuje mnie ta biurokracja i indolencja na całego…

Żeby nie przedłużać już i tak za długi wpis, zaanonsuję tylko, że niebawem więcej o nowym Kasabian, może o Insolence (zespół, który mój kumpel odkrył przypadkowo) i o Sopocie, który zapowiada się na kolejny monstrualny gniot (z zaskakującym udziałem dobrego zespołu Bracia).

Kategorie:Muzyka, People, Show-biznes
  1. Przemek Jaasny
    14/07/2009 o 12:40 pm

    Smutne acz boleśnie prawdziwe podsumowanie.

  1. No trackbacks yet.

Dodaj komentarz